Wspomnienia pani Henryki Śnieg
5 września 2025 godz. 16:13:24
W roku szkolnym 2025/2026 nasza szkoła obchodzi 60-lecie swojego istnienia. Przygotowując się do obchodów tego jubileuszu, pani Ewa Jaźwińska na początku lipca przeprowadziła telefonicznie wywiad z panią Henryką Śnieg, która była dyrektorem szkoły w latach 1965-1984. Rozmowa trwała ponad 20 min. Pani Henryka barwnie odpowiadała na pytania, pamiętała szczegóły, nazwiska nauczycieli, uczniów. Wspominała jak trafiła do pracy w Trójce, pamiętała ilu było uczniów, nauczycieli. Podzieliła się historią z lat pracy w szkole, która utkwiła Jej szczególnie w pamięci. Wywiad, który ukaże się w gazetce jubileuszowej, kilka dni później autoryzowała.
Obiecała przyjechać z Warszawy na uroczystość głównych obchodów jubileuszu 10 października. Niestety otrzymaliśmy smutną wiadomość o jej niespodziewanym odejściu w dniu 1. września.
Jako wspomnienie publikujemy więc jej ostatnie słowa o pracy w naszej szkole.
„Po ukończeniu nauki dostałam nakaz pracy w Drawsku Pomorskim, tam poznałam męża, który był księgowym i otrzymał propozycję pracy w Darłowie. Tak trafiłam w 1962 roku do pracy w Darłowie w Liceum Ogólnokształcącym i Szkole Podstawowej nr 2. W styczniu 1965 roku zaangażowano mnie do organizowania nowo powstającej szkoły czyli tzw. Trójki. Aby przygotować klasy, przenosić sprzęty, można powiedzieć, że „tyrałam ciężko” już od lipca. Poprosiłam o pomoc naczelnika i w pomoc zaangażowali się mieszkańcy i przyszli nauczyciele Trójki. To miała być „tysiąclatka - dziesięciolatka” jak wtedy mówiliśmy. W nowopowstałej szkole nie można było chodzić w butach - przygotowując sale, chodziliśmy więc po szkole boso.
Zostałam uprzedzona przez naczelnika, że na pierwsze posiedzenie rady pedagogicznej przyjedzie dyrektor (mężczyzna). Rzeczywiście na pierwsze posiedzenie rady wszedł pewien mężczyzna, rozejrzał się, zobaczył nauczycieli i wyszedł. Stwierdził, że nie będzie kierował tyloma nauczycielami. Wtedy poproszono mnie o zostanie dyrektorem. Rozpłakałam się, nie chciałam zostać dyrektorem, miałam małe dziecko. Inspektor spotkał się więc z moim mężem, który powiedział, że nie ma nic przeciwko. Zgodziłam się warunkowo, władze miały kogoś poszukać. I tak „szukały” 20 lat. Moim pierwszym zastępcą został pan Jan Gosiewski, ale po 1. roku zrezygnował. W następnych latach było już dwóch zastępców, bo jak to w nowo wybudowanym w tamtych czasach budynku było sporo rzeczy do poprawy: okna, drzwi, podłogi… W szkole uczyło się około 1200 uczniów i pracowało ok. 50 nauczycieli. W najgorętszym okresie szkoła mieściła nawet 1500 uczniów, uczyliśmy się na 3 zmiany. W tamtych czasach, przed wprowadzeniem Karty Nauczyciela, wymiar pracy nauczyciela to było 36h/tygodniowo, pracowaliśmy 6 dni w tygodniu.
Z wydarzeń, które najbardziej mi utkwiły w pamięci, to była właśnie sprawa pozostawienia nas przez przyszłego dyrektora oraz wspomnienie dotyczące ucznia. W pierwszym roku mojej pracy w Trójce mieliśmy trudnego ucznia, który był przerośnięty i sprawiał duże problemy wychowawcze. Sąd skierował go do tzw. poprawczaka. Pisał on do mnie listy, poplamione łzami, abym go stamtąd wyrwała. Niestety, nie było to łatwe, ani możliwe. Po 2 latach, gdy wracałam wieczorem z rady pedagogicznej podszedł do mnie ten uczeń. „Odprowadzę panią do domu” - powiedział – „bo jest ciemno i niebezpiecznie”. Przestraszyłam się. Był już na wolności za dobre sprawowanie, w poprawczaku zdobył zawód. Jaki? Rzeźnika! Duszę miałam na ramieniu, ale odpowiedziałam: „Proszę mnie odprowadzić, na pewno jest pan silny”. Odprowadził mnie bezpiecznie do domu, podziękowałam mu i się rozstaliśmy.
Najbardziej dumna w mojej pracy byłam z tego, że mimo przeciwności udało mi się scalić grono, które było bardzo oddane swojej pracy. Dobrze układała się współpraca z Komitetem Rodzicielskim, szkoła uchodziła za wzorową. Słyszałam, że rodzice specjalnie zmieniali zameldowanie, aby ich dzieci uczyły się w Trójce. Po reformie uczniów z SP nr 2 przeniesiono do Trójki, bo „Śnieżka” sobie poradzi i dodano mi trzeci etat zastępcy.”